List do redakcji radnego Rafała Boczkiewicza:
W naszym mieście władza chodzi niestety na skróty. Nie rozwiązuje problemów, tylko chwilowo je przysypuje. Tak jest również w przypadku obecnej sytuacji z komunikacją miejską i proponowaną przez prezydenta podwyżką cen biletów.
Od wielu lat problemem w naszym mieście jest transport zbiorowy. Przynosi co roku straty. Korzysta z niego coraz mniej mieszkańców, a długi MZK z roku na rok się powiększają. Od lat spółką tą zarządza niezniszczalny prezes i na nic zdają się apele radnych i mediów do prezydenta o wstrząśnięcie tą instytucją. Bo skoro co rok jest gorzej, to wiadomo, że rządzący spółką (teraz już chyba tylko przez zasiedzenie) już nic nie zmienią. Dlatego prezydent, który tę sytuację toleruje, ba, czasami daje nawet prezesowi podwyżki, bierze całkowitą odpowiedzialność za los komunikacji w naszym mieście. A ta - musimy sobie to uświadomić - jest coraz gorsza. W ostatnim numerze Życia Pabianic skarbnik miasta tak mówiła o miejskiej spółce: „W MZK powinny być podjęte radykalne kroki, bo znów jest na minusie. Żeby nie stało się z nim tak, jak z naszym szpitalem.” Jeżeli tak mówią urzędnicy podlegli prezydentowi, to musimy zdawać sobie sprawę, iż sytuacja jest tragiczna.
Jałowe pomysły
W tak trudnej sytuacji spółki zaczęto nerwowo szukać rozwiązania. Nie były to jednak zmiany w sposobie jej zarządzania. Niepoprawnie zdiagnozowano również, dlaczego spada liczba korzystających z komunikacji. Prezydent postanowił iść na skróty i podnieść ceny biletów (bilet normalny o 20%, migawki o 19%, a w 2014 r. nawet o 40%). To jedyne rozwiązanie, na jakie wpadli prezydent i zarządzający miejską spółką Jarosław Habura. Co najbardziej interesujące, wymyślono, iż zwiększając wszystkie ceny biletów, uda się utrzymać obecną ilość przewożonych osób, czyli do kasy spółki trafi więcej pieniędzy. Nie bierze się pod uwagę, iż wcale niemałe podwyżki przyczynią się do spadku liczby pasażerów. A podwyżki uderzą w tych, którzy najwięcej korzystają z usług miejskiej spółki. Sięgnięto nawet po pieniądze emerytów (70-75 lat): obecny Prezydent chce im odebrać darmowe przejazdy.
A co z systemem?
Nie można zgadzać się na tak zaproponowane rozwiązania. To nie rozwiąże problemów naszego miejskiego przewoźnika. A droższe ceny, jakie będą płacić mieszkańcy, ani nie uzdrowią spółki, ani też nie wpłyną na lepszą komunikację w naszym mieście. Po prostu przepadną w czarnej dziurze strat, jakie powoduje źle zarządzana spółka. My dziś powinniśmy rozmawiać o tym, jaka komunikacja jest nam potrzebna i jak zarządzana. Jaki model transportu w naszym mieście powinien być dominujący i jak zachęcić mieszkańców do korzystania z usług miejskiego przewoźnika. Niestety, nawoływania do rozmowy na te tematy nic nie dają. Dlatego rządzący miastem fundują nam totalny paradoks. Z jednej strony strefa płatnego parkowania, która mogłaby skłonić część mieszkańców, aby przesiedli się z auta w autobus, z drugiej - nasza komunikacja miejska obcina kursy, a do tego zakłada jeszcze podwyżkę cen biletów. I te zmiany na pewno nie zachęcą do korzystania z niej, bo po prostu za więcej, dostajemy coraz słabszą usługę.
Szukanie kompromisu
Oczywiście nie można być z założenia przeciw podwyżce, gdyż trzeba rozumieć sytuację spółki, a także zmiany na rynku, czyli drożejące paliwo. Dlatego proponowałem dyskusję i zmiany w propozycjach lansowanych przez prezydenta. Tak jak cena biletu jednorazowego może wzrosnąć w obecnej trudnej sytuacji, tak starałem się przekonać, by nie przenosić kosztów podwyżki na najwięcej korzystających z usług miejskiego przewoźnika. Dlatego zgłaszałem poprawki, by zamrozić cenę migawki (obecna cena 64 zł, projekt uchwały zakłada natomiast podwyżkę cen migawek do kwoty 76 zł w 2012 r., 80 zł w 2013 r., 86 zł w 2014 r.). Ponadto proponowałem akcję promocyjną tego środka transportu – by pabianiczanie zaczęli przesiadać się z aut do autobusów, abyśmy stworzyli system rabatowy (na przykład: pierwsza migawka za 30%, druga za 60% i dopiero pełna płatność), system premiowy (gdy opłacasz za kilka miesięcy z góry, dajemy rabat), za regularne korzystanie z usług. To nie byłaby akcja polegająca na samym mówieniu – zachęcaniu. To byłyby prawdziwie działania promocyjne i wizerunkowe, które przekonują, że warto zostawić samochód pod domem i zaoszczędzić. Jednak osoby odpowiedzialne za transport tak do tego nie podchodzą. Nie traktują pasażera jak klienta, o którego trzeba walczyć, ale jako zło konieczne, które trzeba przewieźć i to najlepiej za jak największe pieniądze. Takim złem dla obecnego Prezydenta są emeryci po 70. roku życia. Promuje się pomysł, aby zabrać im darmowe przejazdy, a wprowadzić dla nich migawki w cenie 25 zł miesięcznie (to aż 300 zł rocznie!). Czy to ma ukrócić ich dojeżdżanie na ryneczki? Zapomina się, iż oni przez całe zawodowe życie mieszkali tu i pracowali. Oni swoje dla miasta zrobili. I prawo do darmowych przejazdów nie jest żadną łaską. Jeżeli sytuacja spółki jest tak tragiczna, to rozmawiajmy o innych rozwiązaniach (np. bilet roczny za maksimum 80-90 zł). Ale nie każmy płacić za nie swoje błędy osobom starszym i schorowanym, dla których autobus to jedyny środek transportu. Bo przecież nie zawsze chodzi o to, by komunikacja miejska była dochodowa. Ona przede wszystkim ma służyć mieszkańcom. Miasto może i powinno do niej dopłacać w ramach swoich możliwości, ale nie można się godzić na sytuację, w której poprzez uporczywe, złe zarządzanie, spółka popada w coraz większe długi. Miasto dokłada do niej coraz więcej, rosną ceny biletów, a mieszkańcy mają coraz gorsze usługi.
Prezydencie czas zacząć rozmawiać
Prezydent Dychto za cel honoru postanowił uratować szpital w Pabianicach. Miasto za to płaci ogromną cenę w postaci zadłużenia. Jednak rzucając wszystkie siły na szpital, chyba nie miał czasu na inne rzeczy. Dlatego dziś tak mocno odczuwamy problem komunikacji, która jest na skraju bankructwa. Panie Prezydencie, skoro z radnymi Pan nie chce rozmawiać, to warto porozmawiać z mieszkańcami? Bo może okazać się, że będzie Pan zapamiętany jako ten, co uratował szpital, ale zapomniał o innych sprawach - w tym o komunikacji. A wie Pan: jak nie ma komunikacji, to już nie ma miasta. I komu wtedy potrzebny będzie szpital...?
Rafał Boczkiewicz
radny SLD
Rada Miejska w Pabianicach
Komentarze do artykułu: Dokąd jedzie MZK?
Nasi internauci napisali 17 komentarzy
komentarz dodano: 2012-12-11 23:52:10
komentarz dodano: 2012-12-11 23:50:56
komentarz dodano: 2012-05-24 17:28:42
Niezupełnie. W myśl ustawy o publicznym trasnporcie zbiorowym, nie można łączyć funkcji organizatora z funkcją operatora. Wyjątkiem są zakłady budżetowe (MZK zostało przekształcone z zakładu budżetowego w spółkę 7 lat temu). Zakładów budżetowych komunikacji miejskiej w Polsce jest już niewiele, może kilkanaście.
Owszem - jest to przerzucanie zobowiąząń z jednego miejsca w inne. Ale to właśnie miasto ma ponosić realne koszty komunikacji.
Tak jak napisałeś - przystanki i siatka połączeń po stronie miasta, a przewozy po stronie przewoźnika - to właśnie model, opisany w ustawie o publicznym transporcie zbiorowym i małymi krokami realizowany przez miasto. Na przykład w grudniu została podpisana umowa miasta z MZK, w którym siatka połaczeń i rozkład jazdy ewidentnie (jako zadanie organizatora) leży po stronie miasta. W imieniu miasta, organizowaniem komunikacji zajmuje się teraz Zespół Inżyniera Miasta. Teraz każda zmiana rozkładu jazdy może odbywać się wyłącznie na podstawie decyzji Urzędu Miasta jako organizatora.
Z tym, że zamiast przetargu, powierzono usługi podmiotowi wewnętrznemu, co jest normalną praktyką przewidzianą przez ustawę.
komentarz dodano: 2012-05-24 16:17:22
Ja ciebie rozumiem. Dla MZK będzie najkorzystniej gdy będzie miało stawkę za kilometr i jasną sytuację, przynajmniej przez rok.
Jeśli miasto zacznie sprzedawać bilety i ściągać kary, to równie dobrze może zatrudnić kierowców i wynająć autobusy. A MZK przemianować na MZK Leasing Sp. zoo. Gdzie byś nie przesunął majątku, ryzyka i kompetencji one i tak będą w Pabianicach. Bo teraz to jest tylko przerzucanie ryzyka z jednego miejsca w inne. Ta dyskusja jest tylko o tym, kto ma mieć większe zobowiązania. Dychto czy Habura. A Boczkiewicz podbija bębenek, bo on na pewno za to nie zapłaci.
Ale mnie, jako obywatelowi tego miasta sposób rozliczeń miasta z MZK jest obojętny. Dla mnie to jeden worek. Czy zapłacę więcej za swój bilet w kiosku czy za bilet emeryta w podatku. I tak ja płacę i moje dzieci.
Ja chciałbym aby ktoś zaczął się zastanawiać nad efektywnością tej działalności. Może miasto niech zostawi sobie tylko przystanki i siatkę połączeń i udziela koncesji na przewóz. To hybryda, ale może lepsza. Płacę wymagam. Nie wiem.
Jedno to można na pewno zrobić. Porównać efektywność pracy zakładów komunikacji z różnych miast a nawet miast w innych krajach podobnych do naszego. Może już ktoś znalazł rozwiązanie.
komentarz dodano: 2012-05-24 10:08:13
Pomysł Mackiewicza został wdrożony (w zasadzie pomysł Habury). Od początku roku MZK nie dostaje refundacji do bezpłatnych i ulgowych przejazdów (od tego MZK musiało odprowadzać 8% VAT, tj. ok. 300 tys. zł rocznie). Jest natomiast rozliczane za wozokilometry, przy czym nie 100%, a kwotę pomniejszoną o prognozowane wpływy z biletów (przypomnę - prognoza uwzględniała już podwyżkę...) czy pomniejszoną o wpływy z reklam. Plusem tego rozwiązania jest to, że VAT-u odprowadzać już nie trzeba. Natomiast patologia polega wciąż na tym, że bilety są po stronie operatora a nie organizatora, a jak widać radni nie pozwalają na rynkowe kształtowanie cen.
Problemów z przetargiem nie ma. W przypadku MZK ogłaszać go wcale nie trzeba. Ustawa o publicznym transporcie zbiorowym dopuszcza takie rozwiązanie.
Art. 22.
1. Organizator może bezpośrednio zawrzeć umowę o świadczenie usług w zakresie
publicznego transportu zbiorowego, w przypadku gdy:
2) świadczenie usług w zakresie publicznego transportu zbiorowego ma być
wykonywane przez podmiot wewnętrzny, w rozumieniu rozporządzenia
(WE) nr 1370/2007, powołany do świadczenia usług w zakresie publicznego
transportu zbiorowego
W Łodzi zasłaniali się tym, że powierzenie podmiotowi wewnętrznemu (MPK) powoduje, że nikt inny nie może już być operatorem komunikacji, co generalnie raczej mija się z prawdą. Rozporządzenie nr 1370 wyraźnie stanowi, że dla uzyskania statusu podmiotu wewnętrznego nie jest konieczne posiadanie przez samorząd "pełnej własności", więc spółki MKT i TP mogły mieć status podmiotu wewnętrznego. Chodziło raczej o zagarnięcie przez MPK zajezdni w Helenówku i Brusie i przewozów do Ozorkowa i Lutomierska. Na przykład przewoźnik na linii 58 wciąż jest inny niż MPK (Koro). Dlatego to raczej zły przykład.
Wracając do Pabianic, umowa powierzenia podmiotowi wewnętrznemu (MZK) wprowadza pewne ograniczenia. Zgodnie z rozporządzeniem 1370, podmiot wewnętrzny realizuje swoje działania w zakresie pasażerskiego transportu publicznego na obszarze działania właściwego organu lokalnego, chyba że zostało zawarte porozumienie komunalne. W skrócie oznacza to, że np. jedyna możliwość uruchomienia dziennej albo nocnej linii do Łodzi to porozumienie komunalne Łodzi, Ksawerowa i Pabianic, zawarte na zasadach analogicznych do linii 41.
komentarz dodano: 2012-05-24 09:21:57
@ veo
„W Łodzi emitentem biletów jest miasto, a nie MPK. MPK dostaje stawkę za wozokilometr i nie obchodzi ich, co uchwalą radni w kwestii cen biletów. „
A przecież jak Mackiewicz została wice to miał tak zrobić i gdzie jest dziś ten pomysł. Jak zwykle upadło. Pomysł moim zdaniem niezły. Ale trzeba się liczyć z tym iż przestanie nas być może wozić MZK. Bo w Łodzi maja z tym problemy. Bo musi być przetarg i tam naginają to by MPK woziło. Ale nic by się moim zdaniem nie stało gdyby zaczął nas wozić ktoś inny. Ja sobie wyobrażam ze wchodzi do nas np. Veolia. Tak jest w wielu miastach. Ale cała logika tego pomysłu upada pewnie w momencie gdy do kilku osób dochodzi ze nie będzie miejskiej spółeczki. Nie będzie Prezesa i Rady Nadzorczej. Niestety partykularne myślenie o kilku stołkach. No i jeszcze zaraz będzie ze prywatyzacja i tak dalej.
Co do podwyżek i zarządzania to nie jest dziś argumentem ze od 4 lat nie było podwyżki. Trzeba było ją zrobić. Racjonalnie w swoim czasie tak by spółka trzymała się na nogach. Ale udawano głupa. Habura udaje, że rządzi a Prezydent udaje ze nadzoruje. Dlatego z Boczkiewiczem mogę się zgodzić w kwestii iż nie ma żadnego pomysłu i strategi jak to ułożyć. Bo jak wytłumaczyć iż kilka miesięcy temu Dychto był przeciwny podwyżkom. A teraz go olśniło? Przecież ten temat krąży chyba od listopada ubr. Ale cichaczem, gdzieś z boku. Od czasu do czasu czytam w gazecie iż było gdzieś na komisji ale ze zdjęto i tak dalej. No więc albo władza chce podwyżki albo nie. I to iż Habura jako szef tego cyrku na kółkach na to pozwala świadczy o tym iż nie powinien spółką kierować. Albo widzi, że podwyżki są konieczne i ich żada a jak nie dostaje to mówi pass. Ale stołek ważniejszy więc powiększa dług a na koniec roku przychodzi i mówi: dołożyć. Tak wygląda profesjonalne zarządzanie ?
Pozdrawiam
komentarz dodano: 2012-05-24 08:42:15
Zamrożenie ceny migawek, wzorem Łodzi, jest pomysłem dobrym. Nie ma wątpliwości, że im więcej pasażerów korzysta z migawek, tym lepiej.
Tylko, że pan Boczkiewicz proponuje zamrożenie ceny migawki na obecnym poziomie 64 zł, co jest niestety sporą rozrzutnością. Nie wiem czy gdzieś w Polsce można jeszcze za taką kwotę kupić bilet sieciowy 30-dniowy...
Łódź zamroziła ceny migawek do 2014 roku, ale w wysokości 80 zł, co w skali kraju i tak jest już bardzo niską ceną. I przypominam swój argument z poprzedniego komentarza. W Łodzi emitentem biletów jest miasto, a nie MPK. MPK dostaje stawkę za wozokilometr i nie obchodzi ich, co uchwalą radni w kwestii cen biletów. Gdyby MZK zamroziło na poziomie 76 zł, to nie byłoby źle.
36 zł miesięcznie na 4 osoby po 4 latach (to tak jakby co roku podwyżka na osobę wynosiła 2,25 zł) to moim zdaniem wciąż niewiele w porównaniu do tego ile zdrożało paliwo.
Mnie z propozycji Boczkiewicza podobało się coś, czego w tym liście akurat nie ma, a co zgłaszał na sesji - mianowicie bilet trzymiesięczny tańszy w przeliczeniu na przejazd od trzech migawek miesięcznych. Możnaby się pokusić na przykład o ustalenie ceny biletu trzymiesięcznego na poziomie 3 x obecna cena migawki. Wtedy pasażerowie, którzy zdecydują się na taki bilet, płacą za 3 miesiące z góry, ale żadnej podwyżki nie odczują.
komentarz dodano: 2012-05-24 07:57:21
Ja nie rozumiem co jest złego w pomyśle promowania migawek.(akurat przykład ze stacja benzynową zupełnie nietrafiony) Moim zdaniem pomysł kapitalny i na nim powinna być oparta cała nasza komunikacja. Akurat z tym zamrożeniem cen migawek to się chyba sprawdza. Zrobiła tak kilka miesięcy temu Łódź i wprowadziła nowe plastikowe migawki i teraz właśnie sprzedaje plastik numer 100 000. To chyba godny wynik. Zrobiona akcje promocyjną i naprawdę była ona widoczna. Połączono to właśnie z różnym promocjami za przedpłaty teraz dokładają umowy partnerskie na zniżki w gastro, rozrywce. Chyba nawet z kilkoma bankami mają deal i tez dzięki temu obniżasz cenę migawki. Nie kosztowało to dużo a efekty przynosi. I jak się okazuje można. Ja przeczytałem tekst Boczkiewicza i w wielu miejscach poszedł bym dalej. Koncepcja by mocno ruszyć sprzedaż abonamentową jest dobra. I wtedy cena biletu jednorazowego może jeszcze bardziej wzrosnąć jako bodziec do zakupu migawki.
Wydaje mi się też iżlekkie podchodzenie do wzrostu cen migawek jest nieuprawnione. Piszesz ze to tylko 12 zł. Hmm. Niby mało. Ale weźmy 4 – osobową rodzinę. Dwoje dorosłych i dzieciaki do szkoły. To mamy 36 zł miesięcznie. A rocznie 432 ale tylko w tym roku. Bo zgodnie z propozycją podwyżek w 2014 będzie to już 660 zł rocznie. Może dla Ciebie to mało. Ale dla wielu osób to będzie argument by na gapca. Z windykacją mandatów jak wiadomo ciężko jest....
Pozdrawiam
komentarz dodano: 2012-05-24 07:19:36
komentarz dodano: 2012-05-23 21:49:35
komentarz dodano: 2012-05-23 20:00:22
gdzie tu mial sie odbyc ten postep ?
dokładnie przypomina to niby-rozwój MZK bez zainwestowania pieniedzy
zabierz firmie połowe budżetu i zmuś ja do postepu :)
komentarz dodano: 2012-05-23 18:04:54
komentarz dodano: 2012-05-23 17:56:28
Wtedy dostajesz procesor o powierzchni 1 cm2 zamiast 10 m2.
Gdyby wszyscy myśleli tak jak ty, nadal jeździlibyśmy tramwajami konnymi. Postęp opiera się na tym, że ludzie siedzą i myślą jak to samo zrobić taniej aby mieć przewagę nad konkurencją.
I jakoś tak dziwnie się składa, że marazm panuje w dziedzinach finansowanych z budżetów.
komentarz dodano: 2012-05-23 17:45:05
komentarz dodano: 2012-05-23 17:42:27
Dawanie lepszego towaru za mniejsze pieniądze, jak wiadomo, jest powszechnym zjawiskiem na całym świecie od zarania dziejów. To jest podstawa rozwoju tego świata.
@ veo, porównanie niezłe, dobrze się odnieść do tego jakie ceny mają inni. Nie piszesz jednak nic o tym jakie inne zakłady komunikacji mają wyniki. Jakie są dotacje (może zero), ile ich kosztuje 1 km, ile mają kilometrów tras, w stosunku do obsługiwanej powierzchni, ilości mieszkańców, ile kilometrów przejeżdżają w miesiącu. Sama cena biletu to za mało.
A ostatnie zdanie: "Dlatego niech miast weźmie wreszcie na siebie emisję biletów" rozczarowało mnie. Emisja biletów przez miasto to stary patent na zwiększenie zadłużenia miasta. Taki prosty trick, nic a nic nie zmieni efektywności MZK a cel jest jeden - zwiększyć przychody miasta, bo od nich liczy się kwotę do jakiej miasto może się zadłużyć. Więc wywód piękny, ale końcówka wszystko zepsuła. Jak to mawiał klasyk: i cały pogrzeb na nic.
komentarz dodano: 2012-05-23 17:12:44
niestety spółki miejskie mają dać najlepszy towar za najmniejsze pieniadze co jak wiadomo jest niemozliwe i słuzy tylko jak widac do kręcenia lokalnej polityki bo zawsze bedzie zle
komentarz dodano: 2012-05-23 16:47:28
- jednorazowy - 3 zł (Habura proponuje 2,40 zł)
- 24-godzinny - 12 zł (Habura proponuje 8,20 zł)
- 30-dniowy - 92 zł (Habura proponuje 76 zł)
Inny przykład. Przenieśmy się na południe i weźmy Tychy
- najtańszy bilet - 20-minutowy - 3 zł (Habura chce 2,40 zł)
- 24-godzinny - 12 zł (Habura chce 8,20 zł)
- 30-dniowy - 93 zł (Habura chce 76 zł)
Jakiś przykład miasta podobnej wielkości w naszym rejonie. Niech będzie Tomaszów Mazowiecki:
- jednorazowy - 2,40 zł (tyle, co proponuje Habura)
- 24-godzinny - nie mają
- 30-dniowy - 79 zł (Habura - 3 zł taniej).
Umówmy się - nawet po proponowanej podwyżce bilety będą dosyć niedrogie na tle kraju. Owszem, w Pabianicach zarabia się raczej mniej niż więcej, ale podwyżka o 20% to i tak mniejsza skala niż przez ostatnie 4 lata podrożało paliwo.
Boczkiewicz grzmi, że podwyżka "to jedyne rozwiązanie na jakie wpadli prezydent i zarządzający miejską spółka Jarosław Habura". Otóż nieprawda, bo ostatnio w MZK zmieniło się więcej niż przez ostatnich 20 lat. Wreszcie mamy rytmiczne kursowanie autobusów zamiast stad. Wreszcie mamy logicznie poukładane trasy, a nie "każdy autobus gdzie indziej". Wreszcie rozkład jazdy ułożono na podstawie badań marketingowych i realnych potoków pasażerskich, a nie na podstawie widzimisię.
Podwyżki biletów wszędzie się wdraża regularnie, a ich przyczyną nie jest czyjaś złośliwość, tylko ceny paliwa.
Zachęcać do komunikacji można nie tylko ceną, bo cena migawki w porównaniu do tego ile trzeba wlać do baku samochodu (nie licząc strefy płatnego parkowania), jest atrakcyjna. Można zachęcać często kursującymi autobusami, no ale przecież to radni z prezydentem wymyślili, że trzeba okroić liczbę kursów (bo dzisiej-nas-na-to-nie-stać).
Emeryci pow. 70 roku życia nie są złem. Skoro płaci się generalnie dla wszystko, to dlaczego komunikacja ma być darmowa? 20 zł miesięcznie to dość symboliczna kwota w porównaniu do tego, że emerytki potrafią cały dzień jeździć w tę i z powrotem. A jeśli w miesiącu jeżdżą niewiele, np. z 6 razy, to zapłacą 7,20 zł. Dużo? Chyba nie. I pewnie łatwiej im zapłacić 20 zł miesięcznie niż jednorazowo 90 zł, jak proponuje radny Boczkiewicz.
"Bo przecież nie zawsze chodzi o to, by komunikacja miejska była dochodowa". Komunikacja może i nie, ale spółka nie powinna przynosić strat. Dlatego niech miasto weźmie wreszcie na siebie emisję biletów, a MZK niech pobiera 100% opłaty za wozokilometr. To najuczciwsze rozwiązanie i wtedy radni mogą sobie dowolnie uchwalać ceny według widzimisię, a spółka nie będzie ponosić konsekwencji ich populizmu.