- Ledwo udało nam się zebrać 36 osób, żeby wzięły udział w kursie, po którym mogą dostać pracę – mówi Dariusz Gołębiowski, prezes firmy poswojsku.pl. - Część z nich na siłę wyciągaliśmy z domów.

Kursy dla ludzi bez pracy zorganizowała firma odzieżowa Kate z Pabianic. Za pieniądze z Unii Europejskiej uczyła 36 osób zawodu szwacza, prasowacza, krojczego, pakowacza i przygotowania produkcji.

- Każdy mógł uczyć się nawet kilku zawodów. Dodatkowo wszyscy przeszli przez szkolenie z autoprezentacji, wyuczyli się, jak poprawić swoje umiejętności komunikacyjne, a w szczególności nauczyli się metod skutecznej rozmowy z przyszłym szefem oraz jak składać CV i list motywacyjny – wylicza koordynator.

Żeby znaleźć chętnych na kurs, Aneta Krysiak-Kurek, odpowiedzialna za rekrutację w Kate, odwiedziła wiele domów.

- Kobieta, która nie ma z czego żyć, która jest bez pracy od piętnastu lat nie chciała nawet skorzystać z naszej propozycji – opowiada. - Choć za każdy dzień szkolenia dostawała około 24 zł. Jednej z osób nie chciało się z centrum miasta dojeżdżać na skraj Ksawerowa. Twierdziła, że to za daleko. Mnie to szokowało.

Po kilku tygodniach udało się zebrać grupę na kurs - 22 panie i 14 panów. Większość bez pracy przynajmniej od kilku lat. Wszyscy na kilka lat przed emeryturą.

- Mieli od 50 do 60 lat – mówi pani Aneta. - W sumie zebrałam grupę 60 osób, ale sporo się wykruszyło w ostatniej chwili.

Najkrótsze szkolenie trwało 10 dni, a najdłuższe - 25. Wtedy kursanci codziennie musieli pojawiać się w firmie. Oprócz nauki zawodu, czekała na nich kawa, herbata, ciastka i kanapki.
Po pół roku szkoleń spotkanie pracodawców z pracownikami zostało urządzone w sali konferencyjnej w Piemoncie. Pojawiło się 9 przedstawicieli firm. Kolejnych kilkudziesięciu (oferujących łącznie 42 miejsca pracy) poprosiło o przesłanie dokumentów aplikacyjnych (CV i list motywacyjny) mailami.

Naprzeciwko usiadło 30 bezrobotnych. Dla rozluźnienia atmosfery była kawa i herbata.

- Zapadło milczenie. Kilka minut nikt się nawet nie poruszył – mówi psycholog Dorota Wieczorek, która zajmuje się rekrutacją w fabryce lodów Kilargo z Chechła Pierwszego.

Pierwsza odważyła się pani, która od 15 lat była bezrobotna.

- Byłem z niej bardzo dumny, że tak się zmobilizowała – cieszy się pan Darek. - To nie ta sama kobieta, która przyszła pół roku temu na kurs. Widać wielki postęp.

Najbardziej oblężony był stolik Henryka Maruchy, szefa firmy szyjącej odzież sportową Victory.

- Zebrałem kilkanaście CV. Może ktoś z nich przyda się nam do pracy. Jeśli będzie to osoba uczciwa, mam dla niej robotę – obiecuje.

Z bezrobotnymi rozmawiała też Dorota Wieczorek z Kilargo.

- Prawdopodobnie dwie osoby z tej grupy znajdą u nas pracę. Zależy tylko od nich, czy zechcą ją podjąć – mówi. - Szukamy mężczyzn, którzy potrafią coś naprawić, usprawnić. A takich dwóch tu znalazłam.

Pani Dorota woli zatrudniać osoby starsze.

- Lepiej się sprawdzają. Szanują pracę. Bywa, że są nawet dwa razy bardziej wydajne niż młode osoby po szkole - przyznaje. - Ale pamiętam panią już nie najmłodszą, która dostała pracę po kilku latach bezrobocia. Trzy dni świetnie się sprawowała. Czwartego nie przyszła do pracy. Okazało się, że przez pracę nie mogła oglądać ulubionego serialu, więc wybrała to, co dla niej najważniejsze i... zrezygnowała z zatrudnienia.

Z uśmiechem Piemont opuszczała pucołowata pani w wieku 56 lat. Od 3 lat bez pracy.

- Zostawiłam w dwóch firmach moje cv – opowiada. - Nie wiem, czy coś dla mnie będzie, ale cieszę się, że tu jestem. Na szkoleniu odkryłam, w czym jestem bardzo dobra. Potrafię szybko pracować i na przykład sprawnie pakować. To mój atut. Wiem też, że nie powinnam robić rzeczy manualnych. Nie mam zdolności na przykład do robienia kwiatów z materiału.

W powiecie pabianickim jest ponad 3.500 przedsiębiorców.

- Nie ma bezrobocia – uważa Agnieszka Gołębiowska, zarządzająca procesem rekrutacji. - Konsultanci GDDM zadzwonili do tysiąca z nich. Proponowaliśmy zatrudnienie przeszkolonych osób z sektora 50 plus.

Okazało się, że pracowników poszukuje wielu z nich.

- Niestety, zdecydowana większość z nich na ofertę zatrudnienia osoby po pięćdziesiątce mówiła zdecydowane „nie”, a wielu wręcz wybuchało śmiechem – opowiada pani Agnieszka.
Firma odzieżowa Kate wdrażała projekt współfinansowany z pieniędzy unijnych w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego „Człowiek najlepsza inwestycja”.

- W naszej branży nie ma szkoleń. Przecież nie ma nawet szkół, które przygotowywałyby młodych ludzi do zawodu szwaczki, krojczych i pomocniczych – mówi Katarzyna Makulska, właścicielka firmy Kate. - Dlatego postanowiliśmy skorzystać z pieniędzy unijnych i pomóc osobom prawie wykluczonym zawodowo zdobyć nowy zawód.

5 przeszkolonych osób zostało już zatrudnionych. Kolejne dwie mają pracę w Kate, a trzy przyjęła firma Pol-fashion.