ad

O tym, jak kompetentnie i dużym doświadczeniem zajmować się polityką lokalną, krajową i światową, w tym także problemami zwykłych pabianiczan, rozmawiamy z Ireneuszem Jabłońskim, kandydatem do Sejmu z listy Konfederacja Wolność i Niepodległość.

Kto lub co sprawił(o), że zdecydował się Pan kandydować do Sejmu?

Otrzymałem zaproszenie od liderów Konfederacji, a szczególną rolę odegrał w tym względzie pan Grzegorz Braun, rekomendując mnie na miejsce 2 na liście 5 (Konfederacja Wolność i Niepodległość) w okręgu 11 (Sieradz). A Konfederacja dlatego, że jest mi najbliższa ideowo i programowo. W 1994 roku, kiedy wygrywaliśmy wybory samorządowe w Łowiczu z utworzonym przez moje środowisko stowarzyszeniem Resursa Obywatelska, w konsekwencji czego zostałem Burmistrzem Miasta, byłem czynnym politykiem Unii Polityki Realnej. Kolejną spadkobierczynią starego UPR jest dzisiejsza Konfederacja. Zatem, jak widzi pan, jestem stały w poglądach od ponad trzydziestu lat.

I wreszcie dlatego, że tylko Konfederacja daje nadzieję na nową jakość w rządzeniu krajem w interesie Polek i Polaków, szczególnie tych młodych przed którymi stoi całe życie.

W jednej z wypowiedzi (dokładnie podczas spotkania wyborczego w Sieradzu) powiedział Pan, że w polityce krajowej powinny działać osoby z doświadczeniem samorządowym i/lub gospodarczym. Kogo zatem widzi Pan w roli posłów czy przyszłych ministrów?

Proponuję, żeby podstawowe pytanie zadawane dzisiaj „do jakiej partii należysz?” zastąpić pytaniem „czym się w dorosłym życiu zajmowałeś i jakie masz sukcesy?”. W najbliższych wyborach będziemy wybierali posłów na Sejm (również senatorów), którzy z kolei wybiorą rząd, a być może nawet do niego wejdą. Dlatego tak ważnym jest, żeby byli to ludzie posiadający praktyczne umiejętności i doświadczenie w kierowaniu sprawami publicznymi, a te najłatwiej zdobyć na funkcjach wykonawczych w samorządzie lub pełniąc funkcje kierownicze w biznesie. Jednocześnie należy pamiętać, że najmniej wiarygodni, bo najsłabiej przygotowani do pełnienia funkcji publicznych (w tym posłów, senatorów) są „zawodowi” działacze partyjni, którzy niczym innym w życiu się nie zajmowali i dlatego nie mają pojęcia o naszych prawdziwych problemach i potrzebach. Zatem trzeba wybierać spośród samorządowców i praktyków życia gospodarczego, których w ostatnich trzydziestu latach wykształciliśmy w kraju zupełnie sporą liczbę.

Czy zatem może pochwalić się Pan doświadczeniem samorządowca?

W okręgu wyborczym, z którego kandyduję, oprócz rodzimego Łowicza, jest szereg miast jemu podobnych, tak co do wielkości, jak i charakteru. Są to: Kutno, Zgierz, Pabianice, Łask, Zduńska Wola, Sieradz, Poddębice, Wieluń czy Wieruszów. Każde z tych miast ma swoją specyfikę, którą dobrze zrozumie tylko ten, kto choćby otarł się o pracę w samorządzie tego typu miasta. W moim przypadku najlepszym przykładem i rekomendacją jest czas kadencji, w której miałem zaszczyt i przyjemność pełnić funkcję Burmistrza Łowicza. W kolejnych budżetach przeznaczaliśmy na inwestycje ponad 26% wydatków, zatrudniałem w Urzędzie Miasta najmniej urzędników w całym województwie, ale za to płaciłem im najwyższe pensje. Oczywiście spieraliśmy się w tych gremiach, prezentując własne zdanie i poszukując najlepszych rozwiązań, ale robiliśmy to z poszanowaniem osób i prezentowanych przez nie stanowisk. Nie urządzaliśmy tanich igrzysk, tak, jak to ma obecnie miejsce w kraju, tylko wypracowaliśmy konsensus (w obrębie zarządu i rady miasta), który prowadził do dynamicznego rozwoju miasta. I taki właśnie model kierowania sprawami publicznymi, czyli dotyczącymi nas wszystkich, należy przywrócić w państwie.

Nieco inaczej wyglądała moja przygoda w samorządzie łódzkim. W tym przypadku muszę dodać, że obejmując stanowisko wiceprezydenta Łodzi nie byłem kandydatem partyjnym i nie byłem związany z żadną partią polityczną, choć oczywiście znałem środowisko władz miasta. Zaproszono mnie na tę funkcję jako praktyka gospodarczego z przyzwoitym wykształceniem i bogatym doświadczeniem zawodowym oraz sporą wiedzą, również tą praktyczną, zdobytą m.in. w Łowiczu. Dlatego powierzono mi prowadzenie spraw gospodarczych i majątkowych miasta. Jednocześnie przypomnę, że od blisko 25 lat jestem ekspertem ekonomicznym w Centrum Adama Smitha, w którym m.in. przygotowałem - wraz z kolegami - na zaproszenie marszałka województwa „Program przeciwdziałania depopulacji woj. opolskiego” mający wymiar strategii rozwoju tego obszaru.

W Pańskim okręgu wyborczym, zwanym sieradzkim (okręg 11) jest kilka miejscowości należących do aglomeracji łódzkiej. Jakie widzi pan miejsce w obszarze metropolitalnym dla takich miasta jak Pabianice i Zgierz, czy Konstantynów Łódzki i Aleksandrów Łódzki?

Od wielu lat mieszkam z rodziną w Łodzi. Aglomeracja łódzka, którą stanowią wymieniane przez pana miasta, w tym drugie pod względem wielkości Pabianice, jest jednym z trzech taki obszarów w Polsce. Z pozycji wiceprezydenta miasta pracowałem m.in. nad integracją infrastruktury sieciowej (drogi, linie kolejowe i tramwajowe, wodociągi itp.) wewnątrz aglomeracji, zatem te zagadnienia są mi dobrze znane.

Poza tym mamy wspólną przeszłość dynamicznie rozwijających się miast włókienniczych, również wspólnie przeszliśmy trudny okres upadku wielu zakładów pracy i poszukiwania nowych kwalifikacji oraz aktywności zawodowych. To co w naszych miastach jest rzadką wartością na tle innych miast w kraju, co czyni nas wyjątkowymi, to tworzona od 150 lat kultura techniczna reprezentowana przez wysokokwalifikowanych robotników, techników, inżynierów i przedsiębiorców. Mając wspólne korzenie, fizyczną bliskość naszych ośrodków, zupełnie niezłą komunikacje wewnętrzną możemy poprzez mądrą i przemyślaną współpracę władz samorządowych wytworzyć efekty synergii, które spowodują szybszy rozwój naszych miast niż wtedy, kiedy każde z nich działałoby samodzielnie. Jest to ten przypadek, kiedy działając wspólnie i zgodnie możemy osiągnąć znacznie więcej niż osobno lub w kontrze do siebie. Każde z wymienionych miast, w tym Pabianice wnosi do aglomeracji łódzkiej swoje specyficzne wartości i tym samym wzbogaca wszystkie pozostałe miasta.

Jak dobrze pamiętam, jako wiceprezydent miasta był pan autorem i promotorem zbudowania w aglomeracji łódzkiej Trójmodalnego Centrum Logistycznego, które miało zając znaczące miejsce na mapie Europy. Proszę powiedzieć jakie byłyby z tego korzyści dla mieszkańców naszych miast?

W efekcie realizacji tego przedsięwzięcia powstałoby kilka tysięcy dobrze płatnych miejsc pracy, a nasi przedsiębiorcy wielu branż zyskaliby bardzo intratne zamówienia. To był bardzo ciekawy i przyszłościowy projekt, realizowany w latach 2016-2017. Jego podstawą miała być budowa hubu kolejowego zamykającego północną nitkę Jedwabnego Szlaku, prowadzącego z Chengdu w środkowych Chinach do Łodzi. Do tego planowaliśmy dołączyć lotnisko Lublinek (przewozy cargo) i dwa centra transportu kołowego: na północy pod Strykowem i na południu pod Rzgowem. Takie rozwianie, wraz z deklaracją strategicznego partnerstwa ze strony partnerów chiński, uczyniłoby z aglomeracji łódzkie jedno z największych centrów logistycznych i produkcyjnych (budowa, uszlachetnianie i kastomizacja przywożonych produktów) w Europie. Wtedy wygrywaliśmy rywalizację o uplasowanie takiego centrum w aglomeracji łódzkiej z Duisburgiem (zachodnie Niemcy) i Wiedniem (Austria). Niestety minister „wojny” w pierwszym rządzie PiS wysadził nam ten projekt w powietrze.

Chętnie wypowiada się Pan na tematy międzynarodowe, także makroekonomiczne i geopolityczne. Co jeszcze, według Pana, jest koniecznie potrzebne w zarządzaniu średniej wielkości krajem, jakim jest Polska, położonym między dwoma mocarstwami regionalnymi - Niemcami i Rosją?

Nie da się prowadzić skutecznej polityki gospodarczej i zagranicznej bez znajomości zasad ekonomii, tak w praktyce, jak i w teorii. Należy także wyciągać wnioski z historii zarówno własnej, jak i cudzej. Przydaje się też, tak jak to jest w moim przypadku, wykształcenie inżynierskie, które mobilizuje do logicznego myślenia i trzeźwej oceny rzeczywistości. Mając trudne położenie między dwoma znacznie silniejszymi politycznie i gospodarczo krajami, dodatkowo będącymi mocarstwami regionalnymi, musimy podjąć wysiłek intelektualny i wykorzystać finezyjne techniki dyplomatyczne do prowadzenia aktywnej polityki z każdym z naszych sąsiadów. Nie można się na nich obrażać, bez względu na emocjonalne oceny ich polityk, tylko uprawiając realną i konsekwentną politykę zagraniczną dbać o interesy Rzeczpospolitej. Stawiać się w roli partnera, z zachowanie właściwych proporcji i negocjować najlepsze rozwiązania polityczne i gospodarcze dla Polski. Mamy wiele atutów, które mogą być w tym bardzo pomocne. Ale taka postawę mogą reprezentować tylko politycy samodzielni, pozbawieni kompleksów i znający świat oraz prawa nim rządzące. Najgorsze co by można było w tym względzie zrobić, to skłócić się z oboma sąsiadami, tj. Niemcami i Rosją, powtórzymy - będącymi mocarstwami regionalnymi – i pozwolić im, żeby dogadywały się ponad naszymi głowami, jak już to kilka razy w historii miało miejsce. Niestety obecny rząd doprowadził właśnie do takiej sytuacji. Nikt nie będzie dbał o polskie interesy – nawet największy sojusznik – bo o nie musimy zadbać przede wszystkim sami.

To jak należałoby postępować?

Warto pamiętać, że dzisiejsze państwa rywalizują na arenie międzynarodowej o wpływy polityczne, gospodarcze, a czasem nawet ideologiczne. Polska będąca państwem średniej wielkości położonym na styku wschodu i zachodu Europy oczywiście również podlega tym oddziaływaniom. Widzimy dookoła, jak fabryki zostały zastąpione w bardzo wielu przypadkach centrami handlowymi i wielkimi magazynami. W mojej ocenie nie jest to dziełem przypadku. Po zmianie systemu społeczno – politycznego na przełomie lat 80. i 90. XX wieku nasi nowi sojusznicy zdefiniowali nasz kraj, jako podwykonawcę i dostawcę półproduktów dla wiodących gospodarek zachodniej Europy (Niemiec, Francji, Włoch, Holandii i innych). Straciliśmy wiele z tego potencjału przemysłowego co poprzednie dwa pokolenia z takim trudem budowały. Spustoszenie to doskonale widać w miastach aglomeracji łódzkiej, również w Pabianicach. Ale prowadząc mądrą politykę gospodarczą można ten stan rzeczy odwrócić i na powrót zbudować przemysł narodowy. Tak, jak to udało się Chińczykom, Południowym Koreańczykom, Tajwańczykom, a z bliższych nam krajów Hiszpanom i Irlandczykom. Dlatego moje wykształcenie inżynierskie i ekonomiczne oraz spore doświadczenie gospodarcze i zarządcze może być bardzo pomocne w wypracowaniu takiej polityki w przyszłym rządzie i parlamencie.

W Pańskich wystąpieniach publicznych często pojawia się wątek małych i średnich przedsiębiorstw (tzw. MŚP) jako najcenniejszej grupy firm w naszym kraju. Mówi Pan o nich „polski żywioł gospodarczy”. Skąd taki szacunek akurat do tej grupy przedsiębiorców?

Polskie firmy sektora MŚP (do grupy tej należą też przedsiębiorcy rolni), w 80% będące firmami rodzinnymi, już dzisiaj wytwarzają ponad połowę bogactwa narodowego nazywanego PKB oraz tworzą 2/3 miejsc pracy. To one utworzyły w latach 90. ubiegłego wieku blisko sześć milionów nowych miejsc pracy, co pozwoliło nam przejść względnie spokojnie burzliwy okres przemian ustrojowych. Myślę, że również w Pabianicach najwięcej miejsc pracy tworzą polskie firmy z tego sektora. Dzisiaj stanowią największą bazę do powrotu na szybką ścieżkę dynamicznego rozwoju gospodarczego, pod warunkiem prowadzenia mądrej polityki gospodarczej polskiego rządu. Np. takiej, jaką zawarłem w napisanym przeze mnie programie dla Konfederacji Korony Polskiej posła Grzegorza Brauna. Zatem potrzeba nam – i to natychmiast – zmian systemowych w polityce gospodarczej i fiskalnej (tj. podatkowej) oraz zmiany pragmatyki urzędniczej, z opresyjnej na przyjazną, wobec polskich przedsiębiorców, szczególnie z sektora MŚP. Bez przywrócenia konkurencyjności i dynamiki wzrostu polskiego żywiołu gospodarczego oraz szacunku dla przedsiębiorców, tj. ludzi, którzy codziennie podejmują ryzyko utrzymania się na rynku, nie wyprowadzimy kraju z obecnej, trudnej sytuacji ekonomicznej i grożącej nam zapaści finansów publicznych.

Na początku naszej rozmowy zwrócił Pan uwagę na przyszłość ludzi młodych. Czy ma Pan dla nich jakąś optymistyczną wizję na przyszłość? Czy jest Pan w stanie czymś pozytywnie ich zaskoczyć, czymś ich zainspirować?

Nie jestem prestidigitatorem, wobec tego nawet nie będę próbował zaskakiwać jakimiś sztuczkami młodych wyborców. (śmiech) Ale chce im powiedzieć, że kiedyś tez miałem dwadzieścia i trzydzieści lat i tak jak oni, chciałem podbijać i zmieniać świat, realizować swoje marzenia i czerpać satysfakcję z wykonywanej pracy. Wiem, dzisiaj jest to bardzo trudne. Znacznie trudniejsze niż było to czasach mojej dorosłej młodości. Dlaczego tak jest? Ponieważ obecna klasa polityczna rządząca krajem na przemian od osiemnastu lat, poprzez swoja nieudolność i rozbudowywany system biurokratyczny systematycznie zamykała kolejne okienka swobody i możliwości realizacji ambicji zawodowych. Dlatego dzisiejszych młodych Polaków wchodzących w dorosłe życie i na rynek pracy jest stać na tak niewiele. Można jednak to zmienić przywracając swobodę prowadzenie działalności gospodarczej zapisaną w ustawie Wilczka (młodzi ludzie znają ją tylko z historii), upraszczając podatki, szczególnie dochodowe i socjalne zwane składką ZUS oraz wprowadzając na rynek blisko 800 tysięcy mieszkań komunalnych (będących wciąż w zasobach samorządów miejskich) zamrożonych absurdalnymi w dzisiejszych warunkach przepisami. A dla tych jeszcze uczących się w szkołach średnich i na uczelniach wyższych, wyrównać ich szanse edukacyjne poprzez wprowadzenie bonu oświatowego i edukacyjnego, którym mogliby opłacać naukę w wybranych przez siebie szkołach.

Jakie, według Pana, są trzy najważniejsze wyzwania stojące przed parlamentem i rządem nowej kadencji? I jak zamierza im pan sprostać?

Obecna Polska jest państwem w znacznym stopniu rozsynchronizowanym, uprzejmie rzecz nazywając. Ponieważ z pierwszego wykształcenia jestem inżynierem elektrykiem, dlatego lubię czasami używać terminów technicznych do opisu sytuacji społeczno-politycznej (śmiech). Do tego należy zauważyć, że skończyła nam się dobra koniunktura międzynarodowa. Ten błogostan, w którym żyliśmy przez ostanie trzydzieści lat, definitywnie odszedł już do historii. Dodatkowo, jakby wyzwań było mało, na naszych oczach dokonuje się przebudowa geopolityczna świata, która w oczywisty sposób będzie rzutowała na naszą część Europy, a zatem i bezpośrednio na nasz kraj. Wobec takiej sytuacji wewnętrznej i zewnętrznej priorytetów mamy co najmniej kilka. Po pierwsze: należy znacząco poprawić pozycję polityczną i ekonomiczną Polski na arenie międzynarodowej. Temu powinna służyć m.in. profesjonalna, sprawna i roztropna dyplomacja, prowadząca politykę zagraniczną w funkcji polskiej racji stanu. Po drugie: należy wzmocnić potencjał obronny kraju, zarówno w sferze prawno-organizacyjnej, jak i militarnej. W tym celu powinniśmy m.in. odbudować przemysł obronny i zwiększyć potencjał kadrowy naszej armii. I po trzecie, żeby móc budować zamożność polskich rodzin oraz sprostać potrzebom finansowym do realizacji ww. priorytetów, należy zdecydowanie wzmocnić gospodarkę narodową, opartą przede wszystkim na polskim żywiole, czyli sektorze MŚP. To jemu powinna służyć polityka gospodarcza, fiskalna i monetarna państwa. I na tych zagadnieniach, z rozłożeniem akcentów w taki sposób, jaki będzie możliwy po ukonstytuowaniu się parlamentu i nowego rządu, będę chciał się skoncentrować.

I na koniec. Czy te śmiałe programy i postulaty wymienione przez pana, wyglądające bardzo rozsądnie i przekonywująco, są w ogóle możliwe do wprowadzenia?

Proszę wybrać posłów z Konfederacja Wolność i Niepodległość (listy nr 5) i przekonać się.

Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.

 

Z Ireneuszem Jabłońskim

kandydatem do Sejmu RP w okręgu 11.

z listy Konfederacji Wolność i Niepodległość lista nr 5 miejsce 2

rozmawiał Tomasz Talaga

 

Materiał sfinansowany ze środków KW Konfederacja Wolność i Niepodległość