- Uciekają przed weekendem, by wrócić w poniedziałek jak zgłodnieją, i gdy nie mają gdzie spać – mówi Ireneusz Karwat, kierownik referatu ds. nieletnich i patologii. - Niestety, niemal zawsze są to ci sami, znani nam już uciekinierzy.

Około 10 zgłoszeń co tydzień dostają policjanci. Średnia wieku waha się od 14 do 17 lat.

- Większość to chłopcy – przyznaje. - Jeden z nich, 16-latek już kilka raz był łapany, bo wyrusza w trasę do Warszawy. Chce tam zwiedzić muzeum. Jeszcze nie dojechał.
Ale w podróż wybiera się na przykład kradzionym rowerem. Po drodze dopada go patrol policji i sprowadza do domu. Raz wieźli go ze Skierniewic, innym razem z Makowa.

- Uciekają z powodu nudy i braku zajęcia, ale nie jadą nad morze czy w góry. Raczej zamieszkują przez ten czas u kolegów, których rodzice akurat wyjechali – tłumaczy policjant.

Rodzice poszukują też dzieci, które uciekają z ośrodków MONAR-u lub ze szpitala psychiatrycznego. Zgłoszenia najczęściej składa placówka opiekuńczo-wychowawcza, czyli tak zwany dom dziecka z Porszewic.

- Ostatnio rozmawiałem z matką 17-letniej dziewczyny. Zamiast zawieźć ją do szpitala, wysłała dziecko tramwajem. I dziewczyna nie dotarła do psychiatryka w Łodzi. To wina matki, nie tego dziecka – uważa Karwat.

Według raportów policji uciekają wciąż ci sami. Co tydzień. Pakują się w piątek i znikają. Po dwóch, trzech w grupie. Sami się też odnajdują. W poniedziałek, gdy zgłodnieją.