Anhelina do Polski przyjechała w 2020 roku, gdy miała raptem 17 lat. Razem z rodzicami zaplanowała, że tutaj rozpocznie naukę, że u nas będzie jej lepiej, lżej.

- Przyjechałam z mamą, która po tygodniu już wróciła na Ukrainę – wspomina. - Mama chciała, żebym zaczęła życie w innym kraju, najlepiej po sąsiedzku, żeby nie było aż tak daleko. Braliśmy jeszcze pod uwagę Czechy, ale ostatecznie została Polska. Moja prababcia była Polką, z tego powodu miałam kartę Polaka.

Formalności na miejscu były zatem prostsze, dziewczynę bez problemów przyjęto też na uczelnię.

- I tak zostałam sama w wynajętym pokoju – wspomina Ukrainka. – Wiedziałam, gdzie mam uczelnię. To musiało wystarczyć.

17-latka rozpoczęła naukę w Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi na kierunku taniec. Początki jej polskiej przygody nie były jednak łatwe.

- Dosłownie nie wiedziałam, jak kupić bilet i gdzie skasować go w autobusie – wyznaje. - Nie znałam też języka. Owszem, chodziłam na Ukrainie na kursy, ale to było jak nauka alfabetu przy tym, z czym się zderzyłam. Po prostu nie mówiłam po polsku, bardzo mnie to stresowało.

Małymi krokami, ale do przodu

- Trzy pierwsze miesiące były najgorsze. Po pół roku nastąpił jednak przełom, zaczęłam mówić coraz więcej, aż w końcu popłynęło – opowiada Anhelina. - Poznałam nowych ludzi, odnalazłam się w szkole.

Na Ukrainie Anhelina mieszkała w niewielkiej miejscowości pod Kijowem. Jej przygoda z tańcem rozpoczęła się bardzo wcześnie, gdy miała raptem 3 lata.

- Mama zawsze chciała tańczyć, ale życie tak się ułożyło, że nie spełniła tego marzenia – opowiada tancerka. - Dlatego, gdy ja skończyłam trzy lata, rodzice zapisali mnie na zajęcia taneczne. Byłam za mała, żeby mieć jakieś zdanie na ten temat, nikt mnie o nie nie pytał.

Szybko złapała jednak bakcyla.

- Powolutku przechodziłam z grupy do grupy, rozciągając się i bardziej przygotowując do tanecznych treningów niż tańcząc. To był taki taniec przez zabawę, ale z upływem lat angażowałam się coraz mocniej – opowiada.

Anhelina zaczęła się specjalizować w sportowym disco i gimnastyce sportowej. Na sali i wyczerpujących treningach spędzała wiele godzin, każdego dnia.

- Treningów było naprawdę sporo – opowiada. - Przed zawodami czy mistrzostwami świata, w których startowałam, trenowaliśmy nawet po siedem godzin dziennie. Byliśmy w tym okresie zwalniani z lekcji. Spaliśmy, jedliśmy, tańczyliśmy i tak przez miesiąc.

Taniec to ogromny wysiłek

Nie obyło się bez kryzysów, bo dorastająca dziewczynka czasami się buntowała.

- Gdy miałam jedenaście lat, było najciężej – opowiada tancerka. - Wtedy bardziej chciałam spotykać się z przyjaciółkami niż trenować. Bywałam mocno przemęczona i znudzona, po prostu mi się nie chciało. Trwało to jakieś pół roku.

Ale nie zrezygnowała, co przyniosło dużo satysfakcji i ogromne sukcesy. W pierwszych tanecznych mistrzostwach świata Anhelina wystartowała w IV klasie. Wtedy dostała się do półfinałów.

- Można powiedzieć, że to była rozgrzewka – dodaje z uśmiechem. - Ten wynik zachęcił mnie do dalszej pracy. W kolejnych mistrzostwach wystartowałam, gdy byłam w ósmej klasie. Wtedy stanęłam na najwyższym podium razem z formacją i dwa razy za solowe występy. Ostatnie mistrzostwa to już pięć złotych pucharów i dwa za drugie miejsce.

Obecnie Ukrainka jest na trzecim roku studiów i od prawie dwóch lat pracuje w Akademii Gimnastyki i Tańca w Łodzi, gdzie poznała swojego chłopaka Roberta, instruktora gimnastyki sportowej. Pracę rozpoczęli niemal w tym samym czasie. Teraz wspierają się i o ile pozwala im na to czas, wspólnie trenują.

- Ja już jestem na takim poziomie, że szlifuję swoje układy bez trenera – dodaje tancerka. - Bardzo angażuję się też w moją pracę i trenowanie dziewczyn, mamy już pierwsze sukcesy na koncie.

Na sportowo

Anhelina specjalizuje się w disco sportowym. Skąd taki wybór, i co tak porywa ją w tym tańcu?

- Tak się ułożyło, chyba w sumie nie miałam wyboru, szkoła, w której trenowałam, szła w tym kierunku – opowiada tancerka. - To były ich początki pracy i moje pierwsze kroki w tańcu. Już w Polsce, na uczelni odkrywam nowe oblicza tańca. Mocno zabiło mi serce do tańca współczesnego i klasycznego. Taniec klasyczny to ogromne wyzwanie. Tutaj technika musi być opanowana do perfekcji.

A gdyby nie taniec, to co?

- Ciężko w ogóle o tym myśleć – dodaje z uśmiechem Anhelina. - Tańczę całe życie. Gdy rodzice zapytali mnie o plany na przyszłość, powiedziałam, że taniec. Nawet nie rozważałam innej opcji.

To jak uzależnienie.

- Mój taniec jest mocno sportowy, bardzo szybki, dynamiczny – opowiada Ukrainka. - Jest dużo wyskoków, ruchów rękami, sporo się biega. Po takiej dawce adrenaliny i energii, nawet po zejściu ze sceny trudno się uspokoić, zatrzymać, chce się tańczyć dalej.

Trzy lata i tyle sukcesów

Tych w szkole, pracy i na gruncie osobistym. Bo trzeba było sporo odwagi, żeby rozpocząć życie w innym kraju, bez rodziców, rodziny, przyjaciół. Dodatkowo w tym czasie, gdy Anhelina ciężko pracowała na swoje wyniki, na Ukrainie wybuchła wojna.

- To był dla nas szok, mama akurat pojechała na Ukrainę, mając w planach, że pakuje się z tatą i oboje przyjeżdżają już na stałe do Polski – opowiada tancerka. - To było 22 lutego, a 24 wybuchła wojna. Tata nie mógł już wyjechać, a mama nawet nie chciała słyszeć o tym, co dzieje się na granicy, postanowiła, że odczeka to zamieszanie. Dopiero po miesiącu do mnie przyjechała.

Tata Anheliny jest na Ukrainie, gdzie pomaga swojej mamie, ale cały czas jest też gotowy do walki. Nie wiadomo, czy nie zostanie wezwany przez wojsko.

- Niedawno odwiedziłam tatę – mówi tancerka. - To było ogromne przeżycie. Przekroczyliśmy granicę, kierowca zjechał na stację benzynową, a tam wszystko jak po wybuchu. Wojenny krajobraz jest wszędzie. Worki z piaskiem, zabezpieczenia przeciwko czołgom. Wjechaliśmy do szarego, smutnego świata.