Gospodarze szybko wyszli na prowadzenie, bo już w 7. minucie. Podanie z głębi pola otrzymał Damian Kozłewski i po niewielkich kłopotach z opanowaniem piłki przerzucił ją za linię obrońców, do Patryka Olszewskiego, który płaskim strzałem znalazł drogę do bramki. Minutę później brzezinianie mogli wyrównać, lecz Damian Rzeźniczak był na posterunku i przerzucił nad poprzeczkę strzał z rzutu wolnego jednego z graczy Startu.

Później nastąpiła niewytłumaczalna wręcz indolencja strzelecka pabianiczan, którzy wypracowywali sobie sytuacje z szybkością salwy z kałasznikowa. Rozpoczął Grzegorz Gorący, który z bliska kopnął wysoko nad bramką. Później Olszewski głową z bliska nie trafił w bramkę. W 22. minucie Gorący wybiegał na pozycję sam na sam z bramkarzem, lecz zamiast strzelać, zagrywał jeszcze do Kozłewskiego. Niepotrzebnie, bo piłkę przejęli obrońcy. Dwie minuty później Kozłewski strzelił obok bramkarza, ale zbyt lekko i gracz Startu wybił futbolówkę z pustej bramki. Za kolejne 120 sekund Kozłewski z pięciu metrów trafił w golkipera. W 29. minucie Kozłewski najpierw trafił w bramkarza, a potem dobił w... poprzeczkę.

Wściekły trener Włodarczewski zdjął Kozłewskiego z boiska już po półgodzinie gry! Wydaje się, że szkoleniowiec Włókniarza trochę się „zagotował”, napastnik pokroju Kozłewskiego nie zasługuje na takie mało eleganckie traktowanie. Włodarczewski mógł wstrzymać się ze zmianą do przerwy, bo koledzy „Koziołka” wcale nie byli lepsi. Po główce Sebastiana Stępińskiego z bliska piłkę dobijał Piotr Stelmasiak, lecz trafił w słupek. W 36. minucie Olszewski w sytuacji sam na sam przestrzelił, a cztery minuty później Stępiński w podobnej sytuacji też nie trafił w bramkę.

Kibice podsumowali pierwszą połowę jednym słowem: „kabaret”. W absurdalny charakter spotkania wpisał się szkoleniowiec gości Damian Gamus, który... sam siebie wprowadził na boisko. Zmiana była podyktowana kontuzją jednego z zawodników Startu.

Cztery minuty po przerwie Olszewski wpadł w pole karne, minął dwóch obrońców i z ośmiu metrów huknął nie do obrony. Gospodarze pudłowali dalej, ale z mniejszą częstotliwością niż w pierwszej połowie. W 64. minucie wyszli z akcją trzech na jednego, ale Piotr Grzejdziak z 16 metrów nie trafił w bramkę. Potem piłkę Panu Bogu w okno posyłali Stelmasiak i Mateusz Klimek, a Olszewskiemu w decydującym momencie przeszkodził obrońca Startu.

Włókniarz – Start Brzeziny 2:0 (1:0)

Gole: Olszewski 7., 49.

Włókniarz: Rzeźniczak – Rutkowski, Grzejdziak, Stępiński (32. Madaj) – Kulik, Piotrowski, Dudka, Olszewski, Stelmasiak – Gorący (62. Dobroszek), Kozłewski (32. Klimek).