„Tydzień Dziecka rozpocznie się w Pabianicach 10 czerwca. Specjalnie powołany komitet ustalił program tygodniowych imprez” - pisała lokalna prasa w 1930 roku. Program owych imprez był o niebo ciekawszy niż Łodzi, gdzie dzieciakom zafundowano jedynie nudne pogadanki i capstrzyk orkiestr wojskowych. A u nas: w środę przedstawienie w teatrze miejskim, w czwartek majówka w lesie, w piątek bezpłatne filmy we wszystkich kinach, w sobotę zabawa w parku Wolnoś­ci, a w niedzielę akademia dla rodziców.

Rok później Tydzień Dziecka nad Dobrzynką zakończył się wielką manifestacją uczniów i majówką w lesie miejskim. Dziennik „Echo” pisał: „O godzinie ósmej rano z placu firmy Krusche Ender wyruszył do lasu kilkutysięczny pochód dzieci z orkiestrą na czele. Dzieci niosły w rękach chorągiewki, barwne buńczuki, transparenty. Niektóre szkoły zaopatrzyły młodsze dzieci w barwne i fantastyczne czapki. Wraz z dziećmi do lasu podążyły tłumy rodziców.

W lesie dzieci otrzymały cukierki i wodę sodową. Przy dźwiękach orkiestry bawiono się do szóstej wieczorem, po czym młodsze dzieci przewieziono samochodami i wozami do miasta, starsze zaś grupami przyszły do pieszo”.

Łódzkie dzieci zazdrościły pabianickim. I miały czego, bo w Łodzi dorośli znowu (przez kilka lat z rzędu) nie potrafili zorganizować zabaw. Tamtejsza prasa była oburzona: „W Helenowie nie poczyniono żadnych przygotowań i dzieci próżno czekały na zapowiedziane cukierki” - pisała. „W innych rejonach zaczęło się od uroczystych nabożeństw w świątyniach wszystkich wyznań, gdzie wygłoszono do dzieci okolicznościowe kazania”.

 

Frajda na ciężarówkach

W 1932 roku do zabawiania uczniów pabianickich szkół w Tygodniu Dziecka zwerbowano właścicieli ciężarówek. Powód? Jazda automobilem była marzeniem tysięcy malców z Pabianic i okolic. Na odkryte samochody ciężarowe wstawiono drewniane ławki. Sznur ciężarówek wiozących prawie 700 dzieci szkolnych przejechał głównymi ulicami miasta, dotarł do Bychlewa, Chechła, Petrykozów i lasku koło Rydzyn. Tam urządzono ucztę. Dzieciarnia dostała po ciastku z kremem i lemoniadę.

Nazajutrz w szkołach wygłoszono pogadanki o niebezpieczeństwach grożących na ulicach. Dzieci ćwiczyły przechodzenie przez ruchliwą jezdnię. Prelegenci przestrzegali przed czepianiem się tramwajów, by jechać na gapę. Mówili, że w zeszłym roku pod kołami wagonów zginęło pięcioro dzieci.

Na ulicy Zamkowej przez tydzień kwestowali dorośli. Do puszek zbierali monety na wakacyjne wyjazdy dzieci z biednych rodzin. Potrzeby były ogromne. Według szacunków Magistratu Pabianic, należałoby zafundować wakacyjny wypoczynek co najmniej 1300 dzieciom. W szkołach i przedszkolach dokarmiano wówczas ponad 2000 dzieci.

W zamian za słodycze władze oczekiwały od dzieci zbierania chrabąszczy majowych, zagrażających płodom rolnym. „Ministerstwo Rolnictwa organizuje szereg akcji zwalczania chrabąszcza w okresie lotu w celu niedopuszczenia do dalszego mnożenia się tych szkodników” – pisał „Express Wieczorny Ilustrowany”. „Ministerstwo zwróciło się do nauczycielstwa szkół powszechnych z apelem o wzięcie żywego udziału i organizowanie gromadnego zbierania chrabąszczy przez dziatwę szkolną”.

Swój udział w Tygodniu Dziecka mieli też przemysłowcy. Od 1934 roku organizowano kiermasze odzieży dla malców. Były spore obniżki cen. W składzie przyfabrycznym reformy dziecięce można było kupić za 75 gr (obniżka z 90 gr), koszulkę – za 1,15 zł, a sukienkę wełnianą – za 5,50 zł.

 

Mały Turek ma jeszcze lepiej

Gazety donosiły, że polskie dzieci mają dobrze, ale tureckie dużo lepiej.

Bo oto „od trzech lat w Turcji podczas Tygodnia Dziecka uczniowie i uczennice szkół elementarnych oraz średnich w wieku od 10 do 14 lat zajmują stanowiska we wszystkich urzędach, począwszy od gubernatora miasta i prefekta policji” – pisał dziennik „Echo”. „Również wszystkie ważne funkcje w dziedzinie administracji publicznej są na przeciąg tego tygodnia przekazywane dzieciom, które jednocześnie otrzymują pouczenie, na czym polega ich władza i jak z niej mogą korzystać. Nadmienić wypada, że wszystkie polecenia i rozkazy przygodnych i czasowych kierowników spełniane są natychmiast skrupulatnie”.

Przy okazji Tygodnia Dziecka gazety częściej zajmowały się tematami nieprzyjemnymi – zwłaszcza alkoholizmem.

„Alkoholizm wśród dziatwy wzrasta. Na 2500 badanych dzieci szkół powszechnych zaledwie 15,5 proc. nie używa alkoholu. Dzieci w pijanym stanie przychodzą do szkoły” – pisał przedwojenny „Express Wieczorny Ilustrowany”. „8 do 20 procent dzieci piło napoje wyskokowe codziennie. Czasami alkohol piło od 50 do 88 proc.”.

Gazety alarmowały, że „pijące dzieci tracą pamięć, zdolność pojmowania, ulegają szybkiemu wyczerpaniu umysłowemu". A rodzice, głusi na przestrogi nauki, dają dzieciom piwo i wino, a nawet wódkę dla wzmocnienia organizmu.

Badaniami objęto także dzieci w Łódzkiem. „Alkoholizacja dzieci wzrasta!” – grzmiał „Express”. „ Według badań przeprowadzonych wśród uczniów szkół powszechnych, na ogólną liczbę 2,500 dzieci badanych, nie zna alkoholu zaledwie 13,5 proc., 50,4 proc. dzieci używa alkoholu rzadko, dorywczo. Dosyć często używa 24 proc., wreszcie systematycznie używających alkoholu było 7,6 proc. Do tej kategorii należą też dzieci, które według własnych ich zeznań były nieraz pijane i w tym stanie przychodziły do szkoły. Pod wpływem trucizny alkoholowej wyrośnie pokolenie ludzi nadwątlonych, częstokroć z objawami zwyrodnienia moralnego, wykolejeńców życiowych”.