Przy fabryce Kruschego i Endera działało ambulatorium - z wejściem od ulicy Kilińskiego. Prowadziła je Kasa Chorych, zasilana pieniędzmi fabrykantów. W ambulatorium pracowały 4 osoby, w tym lekarz lub felczer. Tylko w 1927 roku personel medyczny udzielił kilku tysięcy porad robotnikom i ich rodzinom. Większość interwencji lekarza i pielęgniarek była spowodowana wypadkami przy pracy i chorobami zawodowymi robotników.

Przyzakładowe ambulatorium regularnie zaopatrywano w nowoczesny sprzęt. W 1929 roku do Pabianic przywieziono aparat rentgenowski i aparat do elektroterapii. Mało które polskie miasto średniej wielkości mogło się wówczas pochwalić tak dobrą bazą medyczną.

Ulica Kilińskiego stała się „zagłębiem” ludzi przedsiębiorczych i pracowitych. Pod numerem 5 otwarto firmę o nazwie Pabianicki Skład Rolniczy. „Sprzedajemy węgiel w najlepszym gatunku i drzewo rąbane. Na żądanie dostarczamy do domów” – zapewniało ogłoszenie w prasie. Pod numerem 7 był ulokowany dobrze zaopatrzony sklep spożywczy spółdzielni Społem. W tym samym domu skład bławatno-galanteryjny prowadził Józef Kruszyński. Dwie kamienice dalej działała wypożyczalnia książek H.M. Koziarkiewicza. „Posiadamy najnowsze utwory beletrystyczne pisarzy polskich i zagranicznych, także artykuły piśmiennicze” – reklamował się właściciel. Pod „jedenastym” przyjmował szewc Herman Zachej i krawiec Edmund Frohlich.

W podwórzu domu przy Kilińskiego 29 tkalnię założył przemysłowiec Bolesław Trzepadłek. Cztery numery dalej mięsem i wędlinami handlował rzeźnik Edward Getler.

Pod numerem 39 August Jahn zbudował bielnik i farbiarnię przędzy. Istniejący od 1910 roku zakład betoniarski Ottona Grossa miał adres: Kilińskiego 47. Na tej samej posesji żydowska spółka Lewi i Cychtiger prowadziła tkalnię, a dwa numery dalej bracia Bruno i Roman Krauzowie też uruchomili tkalnię. Pod numerem 59 duże przedsiębiorstwo budowlane prowadził Józef Hans – wykonawca prac przy wznoszeniu szkół i remontach mostów.

Na lewej stronie ulicy Kilińskiego rodzina Kruschów kazała powiększyć i skanalizować swą drewnianą letniskową willę, otoczoną parkiem ciągnącym się aż do Jutrzkowic. W sali jadalnej z kryształowymi drzwiami stanął marmurowy kominek. Na piętro, gdzie urządzono pokoje gościnne, wiodły wyrzeźbione schody.

Jak nie wichura, to strzelanina

W czerwcu 1935 roku nad miastem szalała wichura i burza z piorunami, wyrywając drzewa i łamiąc płoty. „Podczas burzy zdarzył się nieszczęśliwy wypadek” – pisał dziennik „Orędownik”. „Na przechodzącego ul. Kilińskiego pana Sobolewskiego zwalił się płot. Sobolewski doznał pęknięcia czaszki i złamania obojczyka. W stanie beznadziejnym odwieziono go do szpitala”.

Najgłośniejszym wydarzeniem w tamtych latach była jednak obława na zabójcę posterunkowego policji Jana Pszenicznego.

Ścigano uzbrojonego w rewolwer 19-letniego robotnika Bolesława Dziubę. Porywczy Bolek zastrzelił także swego rywala do ręki urodziwej pabianiczanki. Nad Dobrzynkę sprowadzono wówczas małą armię policjantów z Łodzi. Tropy wiodły na ulicę Kilińskiego. „W stercie pustaków przy betoniarni Grossa policyjne psy zwęszyły ślady ukrywającego się tam Dziuby” – pisała prasa. Padło kilka strzałów, ale zabójca uciekł na cmentarz.

Policja dopadła go dopiero na strychu domu przy ulicy Pięknej 52. Otoczyła budynek, puściła gaz łzawiący, a gdy zalany łzami Dziuba wskoczył na dach, zasypała go gradem pocisków z karabinów. Jedna z kul przeszyła serce młodego zabójcy.

 

I strażacy, i rybacy…

Coraz częściej na Kilińskiego widywało się strażackie hełmy i beczkowozy. Jednak powodem bicia na alarm nie były pożary w tutejszych drewniakach czy warsztatach tkackich. To druhowie rozbudowywali swą strażnicę w centrum miasta. Jesienią 1934 roku wszyscy strażacy poszli na cmentarz za trumną przedwcześnie zmarłego komendanta - Edwarda Pączkiewicza. „Pochód ciągnął się ulicą Kilińskiego kilometr bez mała” – pisała gazeta. „Magister farmacji Pączkiewicz, który przez wiele lat pełnił obowiązki komendanta straży ogniowej, zmarł na skutek spóźnionej operacji wyrostka robaczkowego. Przed chorym nie ukrywano jego stanu. Pączkiewicz, świadomy, że lada chwila umrze, polecił sprowadzić księdza i długoletnią swą współpracowniczkę, Martę Missalównę, z którą był zaręczony. Następnie polecił księdzu udzielić im ślubu. Podczas ceremonii narzeczona kilkakrotnie mdlała, a Pączkiewicz konał. Gdy ksiądz ogłosił ich mężem i żoną, aptekarz zmarł”.

Kilka miesięcy później aresztowano prezesa OSP, Stefana Westerskiego – właściciela młyna i zawiadowcę stacji kolejowej. Według prokuratora, ciążyło na nim podejrzenie o szwindle przy wymianie podkładów kolejowych i na budowie bocznic do młyna.

Niebawem strażacy z Kilińskiego pomaszerowali w kolejnym wielkim pogrzebie - zastępcy komendanta, Ryszarda Kannenberga, zastrzelonego w biały dzień na Zamkowej. Kannenberg, który był dyrektorem w fabryce Kruschego i Endera, zginął od kul z rewolweru zwolnionego z pracy robotnika.

Przy Kilińskiego „urzędowali” też wędkarze, zwani wówczas rybakami. „Istniejący tu Związek Rybacki, który rok rocznie o tej porze otwiera sezon, w niedzielę organizuje wycieczkę dla członków i zaproszonych gości do osady młyńskiej Depcika pod Pabianicami” – w maju 1936 roku pisał dziennik „Echo”. „Zbiórka uczestników przy ul. Kilińskiego o 5 rano, skąd nastąpi wyjazd końmi. Podczas wycieczki będzie konkurs łowienia ryb na wędkę”.

 

Wygonić handlarzy!

W kwietniu 1931 roku Magistrat Pabianic opracował plan regulacyjny miasta, który miał radykalnie zmienić wygląd Pabianic. Zakładał on zamknięcie Nowego Rynku przy ulicy Kilińskiego (za kościołem ewangelików), gdzie zamierzano budować biura magistratu, Sąd Grodzki i komendę Policji Państwowej. Nowym targowiskiem miał się stać plac na działkach Klary Puszowej przy Kilińskiego 10/12. Miasto chciało wykupić te działki od spadkobierców, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło.

Na lewym brzegu Pabianki przy Kilińskiego 24 stanął natomiast dom, który podczas niedzielnych spacerów chętnie oglądało pół Pabianic.

Był to ślubny prezent kierowcy rajdowego i właściciela szkoły jazdy - Franciszka Grętkiewicza, dla dwukrotnej medalistki olimpijskiej Jadwigi Wajsówny, którą Grętkiewicz pojął za żonę w styczniu 1939 roku.

 

Wojna i Horst Wessel Strasse

Gdy 6 września 1939 roku niemiecka armia nacierała na Pabianice, w okolicy cmentarza nasi żołnierze osaczyli czołg wroga (panzer 1), wypędzając z niego załogę. Za sterami maszyny usiadł sierżant Władysława Walczak. Karabiny i działko obsługiwał kapral Mazurkiewicz. Zdobyczny czołg z biało-czerwoną flagą na wieżyczce triumfalnie przejechał ulicą Kilińskiego do Zamkowej.

Stamtąd wziął kurs na Łódź, osłaniając polskich żołnierzy w potyczce pod Ksawerowem.

Podczas okupacji z murów i płotów zniknęły tabliczki z napisem: „ul. Kilińskiego”. Niemcy zmienili nazwę ulicy na „Horst Wessel Strasse”. Przymusowy patron był niemieckim nazistą, SS-sturmführerem, autorem hymnu NSDAP (do 1945 roku oficjalnego hymnu Trzeciej Rzeszy), zastrzelonym w awanturze o pieniądze. Hitlerowcy czcili go jako męczennika narodowego socjalizmu.

Letni dom fabrykantów Enderów

Wszystko „wspólne”

Gdy Rosjanie wypędzili Niemców, rządy „władzy ludowej” rozpoczęły się od konfiskat. W 1946 roku swoje tkalnie przy ulicy Kilińskiego stracili: Marian i Marcin Biberowie, August Jahn, Krauzowie, Trzepadłek i reszta prywatnych przedsiębiorców, uznanych za bogaczy albo wspólników Niemców. Tkalnie Żydów wymordowanych w obozie zagłady też zajęło państwo. Firmy budowlane stracili Hansowie i Grossowie. Serednickim zabrano sklep z tkaninami, a Getlerom – sklep rzeźnicki.

Pofabrykanckie budynki zajęła wspierana przez nową władzę Spółdzielnia Pracy im. Leona Pakina, a w letniej rezydencji kapitalistów Kruschów państwo urządziło żłobek dla dzieci robotników z uspołecznionych zakładów bawełnianych (w latach 60. mieściła się tam przychodnia zakładowa PZPB i internat dla uczennic szkoły przyzakładowej).

Stojący nieco dalej letni dom Enderów państwo oddało fabrycznym robotnikom, a potem milicjantom. Aż popadł w ruinę. Do budynku pod numerem 8 wprowadziła się Komenda Garnizonu Pabianice.

 Ubyło trzy czwarte prywatnych sklepów i brakowało jedzenia. W marcu 1947 roku prasa donosiła o masowych kontrolach w handlu mięsem. „Schwytana została sklepowa z ul. Kilińskiego, Rozalia Mańkowska, która w dzień bezmięsny bezprawnie sprzedała znajomej pół kilo pasztetowej i kilo kaszanki” – pisała prasa. Sądowy wyrok na sklepową brzmiał: pół roku ciężkiej pracy w obozie.

cdn

Przeczytaj także: