„W pabianickim oddziale Polskiej Fabryki Żarówek Osram pracownicy jednogłośnie uchwalili opodatkowanie się na rzecz armii polskiej, by kupić samolot myśliwski pod nazwą: «Pracownicy firmy Osram dla Armii Polskiej»” - pisał dziennik „Echo” z 6 marca 1937 roku w artykule pod tytułem: „Przykład godny naśladowania”. „Patriotyczny ów czyn należy podnieść z głębokim uznaniem. Pożądane byłoby, aby i inne, zwłaszcza większe od Osram przedsiębiorstwa w Pabianicach, poszły za tym przykładem”.

W fabrycznej hali i biurowcu firmy Osram (powszechnie nazywanej „osramówką”) przy ulicy Grobelnej 4 pracowało wówczas ponad 300 osób, głównie kobiet. Miesięcznie produkowano tam 150.000 żarówek rozmaitych typów oraz klosze do lamp i gniazda elektryczne. Najlepiej sprzedawały się miniaturowe żarówki do latarek kieszonkowych. Wojsko zamawiało tutaj żarówki do samochodów i samolotów. Fabrykę nad Dobrzynką założyło sześciu zamożnych pabianiczan, którzy w berlińskiej centrali firmy Osram wykupili patent na nowoczesne żarówki. Największe udziały miał fabrykant bawełniany - Feliks Krusche.

Lepiej zarabiający pracownicy „osramówki” zobowiązali się wpłacać na samolot od 3 do 10 złotych miesięcznie. Robotnicy dawali po 1-2 zł. Ich pieniądze wpływały na konto Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, która datkami obywateli chciała zapłacić za co najmniej 300 samolotów dla armii.

Na latające maszyny wojskowe zbierali m.in. górnicy śląskich kopalń, hutnicy, stoczniowcy i kolejarze. 18 tysięcy zł na samolot sanitarny RWD-13 zebrali mieszkańcy Chełmka i pracownicy tamtejszej fabryki butów Bata. 7 tysięcy zł na mały szkoleniowy samolot RWD-16 OSA uciułała załoga warszawskiej „osramówki”.

W tym czasie datki na obronę ojczyzny składali też uczniowie, urzędnicy, rzemieślnicy, nauczyciele, lekarze i adwokaci. Za pieniądze zebrane od ofiarnych pabianiczan udało się kupić od producentów kilka ciężkich karabinów maszynowych, działek przeciwpancernych i wojskowych motocykli, nie licząc masek przeciwgazowych.

Bardzo aktywny pabianicki Obwód Miejski Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (zawiązany w 1924 roku) liczył ponad 500 osób. Prezesem był powszechnie znany notariusz Józef Kasperkiewicz. Składka roczna członka LOPP wynosiła 6 zł. W pierwszym dziesięcioleciu istnienia nasza LOPP uzbierała na obronę Polski ponad 30.000 zł. Kupione m.in. ubrania i maski przeciwgazowe dla pabianiczan, urządzano kursy instruktorskie (prowadził je Jan Muraszko), budowano schrony.

W hali montażowej samolotów RWD

Nasze skrzydła nad Polską

Już kilka miesięcy później załoga „osramówki” uzbierała na cały samolot. Nie bojowy – z karabinem maszynowym, bo te okazały się szalenie drogie, lecz mały samolot szkolno-rozpoznawczy. Można było uczyć w nim młodych pilotów startujących z wojskowych lotnisk w Dęblinie, Grudziądzu, Bydgoszczy, Krakowie, Lwowie, Warszawie i Lidzie. „Pabianickie skrzydła” nosiły nazwę RWD-16 OSA. Były dwumiejscową maszyną z silnikiem o mocy 48 KM, zrobioną z drewna i grubego płótna. Z blachy aluminiowej wykonano osłony silnika RWD-16 miał 7,51 m długości, rozpiętość skrzydeł sięgała 11,8 m, ważył 600 kg. Mógł latać z prędkością maksymalną 145 km na godzinę, czyli znacznie wolniej niż maszyny hitlerowskiej Luftwaffe.

Jesienią 1937 roku dziennik „Echo” pisał: „Pomiędzy ofiarowanymi przez społeczeństwo 126 samolotami dla armii znajduje się samolot najnowszej konstrukcji, ofiarowany przez pracowników firmy Osram w Pabianicach. Ufundowano go drogą dobrowolnego opodatkowania się na ten cel przez wszystkich pracowników firmy Osram”.

Była uroczystość z orkiestrą wojskową, składanie kwiatów u stóp pomnika, przemówienia i dekorowanie medalami. Jednak odznaczeń nie dostali ofiarni pracownicy „osramówki”, lecz… urzędnicy państwowi. Jak napisał dziennik „Echo”: „Przyznano szereg odznaczeń dla działaczy z terenu Pabianic i okolicy. Złotą odznakę pierwszego stopnia otrzymał wicestarosta łaski p. Zieliński Roman, zaś brązową odznakę trzeciego stopnia - referent starostwa p. Zygmunt Petrykowski”.

126 samolotów przekazano armii na lotnisku mokotowskim w Warszawie. Prasa pisała: „Na uroczystość przybyli: wiceminister spraw wojskowych gen. Głuchowski, jako przedstawiciel marszałka Śmigłego-Rydza, prezes LOPP gen. Berbecki i gen. Bończa-Widowski.

Udział w wysiłku finansowym na rzecz armii wzięła cała Rzeczypospolita, wszystkie, nawet najbiedniejsze, najmniej uprzemysłowione ziemie i miasta, jak np. Łuniniec (miasteczko na terenie dzisiejszej Białorusi - przypisek), który ufundował kompletnie wyposażony płatowiec wraz z silnikiem, a ubogi okręg poleski ofiarował trzy samoloty. Gen. Berbecki podkreślił też ofiarność prywatnych ofiarodawców: pani Zofii Kwapińskiej, pani Marii Biernackiej i pana Leona Radziwiłła, którzy własnym sumptem wybudowali trzy samoloty. Wskazał również na wspaniały dar województwa śląskiego w postaci 51 maszyn”.

 

Nie zdążyli…

Ostatnim „lotniczym zrywem” pabianiczan przed wybuchem drugiej wojny była deklaracja „Literatów” – przykościelnego kółka starszych panów umiejących czytać pisać i śpiewać teksty z modlitewnika. Niespełna rok przed atakiem Niemiec na Polskę „Literaci” podjęli zobowiązanie, iż złożą się na zakup aeroplanu do transportowania rannych żołnierzy (samolotu RWD-13).

„Obywatele Starego Miasta podjęli inicjatywę sfinansowania samolotu sanitarnego dla naszej armii. Dar ten ma przypominać społeczeństwu, że jesteśmy wierni hasłu ojców naszych „Bóg i Ojczyzna” – 14 stycznia 1939 roku pisała „Gazeta Pabjanicka”.

Zbieraniem pieniędzy na samolot sanitarny zajął się prezes „Literatów” - Karol Jankowski, właściciel małej tkalni. W kościele św. Mateusza stanęła skarbonka, na ulicach Pabianic zorganizowano dwie kwesty. Dochody były mizerne.

Najwięcej pieniędzy na samolot miało pochodzić ze sprzedaży ziemi od niemal 20 lat należącej do „Literatów”. Kółko to posiadało kilka działek na przedmieściach Pabianic – m.in. za „papiernią” oraz w okolicach ulicy Maślanej (dziś Sikorskiego). Nim jednak doszło do sprzedaży ziemi, Hitler najechał na Polskę i marzenia o drugim samolocie od pabianiczan dla naszej armii legły w gruzach.