– Tylko w tym roku pojawiło się 20 nowych automatów – mówi Paweł Piechota, naczelnik Wydziału Działalności Gospodarczej i Promocji Miasta. – My jako miasto wyrażamy jedynie zgodę na to, by takie maszyny pojawiły się w danym punkcie Pabianic. Nie mamy z tego żadnych pieniędzy.
    Hot spoty (z ang. gorące punkty) to miejsca uprawiania tzw. lekkiego hazardu, gdzie wygrana nie powinna przekraczać 15 euro. W ciągu 5 lat, czyli od momentu ich prawnego zalegalizowania, ich liczba wzrosła z 4.000 do 46.000. Dlaczego są tak popularne? Prawdopodobieństwo wygranej na „jednorękich bandytach” jest wyższe niż w innych grach liczbowych. Niektórym wydaje się też, że bywanie w takich miejscach wpływa na podniesienie ich prestiżu – czują się jak bywalcy kasyn.
    Hot spoty kuszą światłami neonów, kolorowymi wnętrzami i co najważniejsze – możliwością łatwego zdobycia gotówki, przy niewielkim wkładzie własnym. By zagrać na automatach, wystarczy kilka złotych. A gdy raz uda się wygrać, większość osób idzie tam ponownie. Gra na automatach nie jest już domeną mężczyzn. Coraz częściej siadają przy nich gospodynie domowe, a nawet... dzieci.
    – Możemy się łudzić, że proste automaty do „niewinnych” gier rozwijają w dzieciach dobrą koordynację i refleks. Ja bym wolała, aby refleks ćwiczyły na przykład w grze w ping–ponga czy siatkówkę, a koordynację wzrokowo–ruchową – zapisując kartki w pamiętniku albo reperując swój rower – mówi Ewa Kudanowska, psycholog.
    Pokusy hazardowe można znaleźć na każdym kroku. Ostatni automat wstawiono na stację benzynową Statoil przy ul. Łaskiej. Hot spoty mogą powstawać w odległości 100 metrów od szkół, przedszkoli, kościołów.
    – Wydaliśmy tylko jedną opinię negatywną, bo punkt nie spełniał tego kryterium – dodaje Piechota.
    Wstawiają je firmy, które posiadają koncesję na tego typu działalność. A interes się kręci. Kolejki przed lokalem z automatami przy ul. św. Jana często ustawiają się już od rana. Tamtędy do liceum chodzi młodzież. Często nastolatki – zamiast do szkoły – idą do salonu gier.
    Wygrać można pokaźne kwoty, bo choć ogranicznik wyznacza limit równowartości 15 euro jednorazowej wygranej, operatorom w łatwy sposób udało się obejść tę zasadę. Ich pomysłowość sięgnęła wyżej. Ustawa dopuszcza umieszczenie w jednym punkcie tylko trzech automatów. Operatorzy często wynajmują pawilon, dzielą go na kilka części, wstawiają kilka osobnych wejść i każdemu pomieszczeniu nadają inny adres.
    A liczba osób uzależnionych od hazardu wciąż rośnie. Zagrożeniem jest to, że nie widać objawów, bo człowiek długo pozostaje w dobrej kondycji psychicznej, ale szybko dochodzi do degradacji finansowej, a później psychicznej. Może zacząć oszukiwać, kraść.
    – Jeden z moich pacjentów zaczął pożyczać pieniądze od grupy przestępczej. Nie mogąc ich zwrócić, był przez nią prześladowany. Doszło do tego, że uciekł z domu, zostawił żonę i dzieci
– opowiada psychiatra Jacek Koprowicz.
    W miarę pogłębiania się uzależnienia, osoby te wycofują się z życia towarzyskiego i zaczynają tracić nawet najbliższych przyjaciół. Ostatecznie automat staje się ich najlepszym przyjacielem.
    Bez wątpienia hot spoty uzależniają, czego dowodzą rezultaty wielu badań prowadzonych na całym świecie. W ciągu ostatnich dziesięciu lat były podstawową, łatwo dostępną formą grania dla patologicznych hazardzistów leczonych w grupach samopomocowych i w specjalistycznych ośrodkach terapeutycznych w Europie.