Z Pabianic wyruszy 20 marca. O godz. 10.30 przed Urzędem Miejskim pożegna się z prezydentem Zbigniewem Dychtą. Pabianicki ratusz jest sponsorem sportowca. Z Pabianic Jarzębski wyruszy do Wałbrzycha. Przekroczy granicę z Czechami. Następne na trasie są: Niemcy, Luksemburg, Belgia i Francja. W Calais wsiądzie na prom do Dover w Anglii. Cały czas towarzyszyć mu będzie samochód z ochroną.
– Do przejechania mam około 2.000 kilometrów – mówi. – W Londynie zamierzam być 2 kwietnia. Następnego dnia wyruszam w drogę powrotną, samochodem.
Krzysztof trenuje w klubie AZS Łódź.
– W Pabianicach nie ma klubu z sekcją dla niepełnosprawnych – tłumaczy.
Dlaczego wyrusza w tak morderczy maraton?
– To trening przed czekającymi mnie w tym roku zawodami – mówi. – Dwa tygodnie po powrocie mam pierwszy start w Krakowie. Przygotowuję się też do paraolimpiady.
To nie pierwszy maraton pabianickiego sportowca. W lipcu 2007 roku pokonał trasę Zakopane - Gdańsk. Przejechał 900 km w 12 dni. Ten maraton to była forma podziękowania sponsorom za ufundowanie profesjonalnego wózka inwalidzkiego wartego około 30 tys. zł. Wcześniej dojechał z Pabianic do Warszawy.

***
52-letni Jarzębski mieszka od 4 lat w Pabianicach. To twardy gość. Z zawodu jest technikiem budowlanym, nadzorował budowy domów. Był sportowcem - dziesięcioboistą. W 1991 roku jego świat runął. Nogi zaatakował nowotwór. Krzysztof miał cztery operacje. Lekarze musieli amputować obie nogi. Pokonał chorobę, choć lekarze nie dawali mu wielkich szans. Zaraz po chemioterapii siadał na wózku i jeździł, jeździł, jeździł. Aż do bólu.
Gdy rak zaatakował kręgosłup, załamał się. Lekarze dawali mu tylko parę miesięcy życia. Wtedy się zawziął na dobre. Złe wiadomości były jak doping. Znowu wsiadł na wózek. Doktorzy zwiększyli dawki leków i pozwalali na wszystko. Rak ustąpił, dostał drugą szansę od życia i chce ją wykorzystać. Wstaje o 5.00. Wsiada na wózek i przez godzinę jeździ po Bugaju. Potem zjada śniadanie i jedzie na siłownię - do klubu na studenckim osiedlu przy ulicy Lumumby w Łodzi. Wsiada do autobusu na krańcówce przy Jankego, a wysiada na Dworcu Fabrycznym. W Łodzi nie czeka na tramwaj. Na Lumumby szybciej dojeżdża wózkiem. Po południu wraca do Pabianic i znowu trzy godziny szarżuje.