„Berek Pukacz, któremu na komisji poborowej dano kategorię A, zwrócił się do starosty z prośbą o odroczenie służby” – jedną z takich spraw opisywał w 1929 roku dziennik „Hasło Łódzkie”. Starosta Jan Wallas był wówczas przewodniczącym komisji poborowej w Pabianicach. Od niego zależało, który chłopak pójdzie do wojska na półtora roku, a który zostanie w domu.

Prośbę Berka Pukacza poparł pabianicki przemysłowiec Machel Stall – osoba wielce wpływowa. Stall utrzymywał, że młody Berek jest mu niezbędny do pracy w fabryczce, bo inaczej maszyny staną i państwo o ogromne straty. Starosta nie chciał pomóc. Oświadczył jedynie, że leży to w kompetencjach lekarzy z komisji poborowej. I odesłał do nich Berka. Niebawem komisja znowu wezwała Pukacza. Poborowy usłyszał, że może zostać w fabryczce, bo jest niezdolny do służby. 

 Kilka dni później, gdy starosta Wallas urzędował w swym gabinecie, wszedł młodzieniec z kopertą. Powiedział: „To od pana Stalla”. Obrócił się na pięcie i zniknął. Starosta zajrzał do koperty. Była w niej kartka z życzeniami „Wesołych Świat”, wizytówka przemysłowca Stalla i… dwa banknoty po 500 złotych (para porządnych butów kosztowała wtedy 30 złotych).

Ani staroście, ani sekretarce nie udało się dogonić młodzieńca. Urzędnik wezwał policję i zameldował o próbie wręczenia mu łapówki. W śledztwie ustalono, że posłańcem z kopertą był ocalony od służby wojskowej Berek Pukacz. Przesłuchany przedsiębiorca Machel Stall przyznał, że do koperty włożył dwa „grube” banknoty, ale przez zwyczajne roztargnienie nie napisał, iż jest to… dar na budowę Pomnika Niepodległości w Pabianicach.

Stall i Pukacz stanęli przed sądem, oskarżeni o łapówkarstwo. Nie przyznali się do winy. Sędzia był bardzo wyrozumiały. Przesłuchał świadków i uniewinnił oskarżonych. „Nie dopatrzył się w ich postępowaniu żadnych cech przestępstwa” – pisała „Republika”.

Ale prokurator nie ustąpił. Wniósł apelację do sądu okręgowego, który skazał przemysłowca Stalla na miesiąc aresztu, a Pukacza uniewinnił.

Pan doktor potrafi…

Siedem lat później, w 1936 r., wybuchła afera o większej skali. "Głos Poranny” pisał: „Na ławie oskarżonych zasiadł znany w kołach niemieckiego mieszczaństwa Pabianic przemysłowiec Józef Rensz wraz z synem Leonardem, obok zawieszonego w urzędowaniu lekarza miejskiego doktora Grzewskiego i radnego miejskiego M. Łaznowskiego, z zawodu pośrednika przy sprzedaży nieruchomości. Oskarżeni są o udział w aferze poborowej, której celem było zwolnienie od obowiązku służby wojskowej młodego Rensza”. Artykuł nosił tytuł: „Zastrzyk parafiny w genitalia miał zwolnić młodego Rensza ze służby”.

22-letni Leonard Rensz był jedynym synem zamożnego przemysłowca. Ojciec posłał go do szkoły handlowej w Katowicach i zamierzał wyprawić na zagraniczną uczelnię kształcącą inżynierów włókienników. Leonard Rensz miał potem prowadzić rodzinny interes nad Dobrzynką.

„Głos” pisał: „Młodzieniec, jak to bez trudu można na rozprawie stwierdzić, jest mało inteligentny, słabo się orientuje i niewiele rozumie. Po ukończeniu szkoły w Katowicach osiągnął wiek poborowy i miał stanąć przed komisją wojskową”.

 Wtedy zaradny tata zaczął kombinować, w jaki sposób zdrowego jak koń jedynaka uwolnić od służby. Gazeta opisała to tak: „Szczęście czy nieszczęście chciało, że w czasie meczu w koszykówkę młody Rensz został kopnięty w jądra. Wywołało to zaburzenia, w wyniku których nastąpiło opuchnięcie woreczka jądrowego. Ten wypadek naprowadził na myśl, że chwilowe spotęgowanie dolegliwości mogłoby dać w efekcie upragnione zwolnienie od służby wojskowej”.

 Tata rekruta szybko znalazł kogoś, kto dobrze znał miejskiego lekarza - Grzewskiego. Był to radny Łaznowski, członek komisji sanitarnej, wielokrotnie debatujący z pabianickimi lekarzami, bywający w ich domach.

 Łaznowski ofiarował się pomóc. Wysłał młodego Rensza do gabinetu doktora Grzewskiego i ustalił, ile będzie kosztował zabieg medyczny gwarantujący synowi przemysłowca odroczenie wojska. Stary Rensz głęboko sięgnął do portfela.

W Pabianicach wiedziano, że dr Grzewski bierze każdy grosz, nawet jeśli zalatuje kryminałem. Powód? Był potężnie zadłużony. Na otwarcie gabinetu i urządzenie mieszkania zaciągnął pożyczkę 9.000 zł, wystawiając weksle. Ponieważ pożyczki nie spłacał, dług urósł do aż 100.000 zł. Weksle doktora żyrował radny Łaznowski – udziałowiec żydowskiego banku kredytowego przy ul. Batorego. Łaznowski był więc zainteresowany, by lekarz jak najszybciej pospłacał długi.

Młody Rensz dostał adres gabinetu i poszedł do lekarza. Doktor Grzewski kazał mu się rozebrać, wziął strzykawkę z „szarą kleistą masą” i wstrzyknął „to coś” pod jądra młodzieńca. Była to parafina.

„Żyd mnie oszukał!”

Pośredniczący w tym procederze radny Łaznowski dał lekarzowi 250 zł, choć sam dostał od fabrykanta dużo więcej. Gdy po paru dniach wyszło to na jaw, doktor oburzył się i krzyknął: „Żyd Łaznowski mnie oszukał!”.

Wstrzyknięta parafina wywołała powiększenie jader młodzieńca. Skutek? Lekarz wojskowy nie posłał Leonarda Rensza do służby w koszarach. Udzielił mu odroczenia. Gdy po roku rekrut „poszedł w kamasze”, jądra wciąż miał powiększone. Wojskowy lekarz natychmiast odesłał go do szpitala. Tam skrupulatnie zbadano Rensza. Wykryto obecność parafiny. Wybuchła afera. Wojskowi medycy skierowali sprawę do żandarmerii i prokuratora. Młody Rensz został aresztowany.

Głośny proces przed łódzkim sądem szczegółowo relacjonował „Głos Poranny”, pisząc: „Młody Rensz oświadcza: Ja chce służyć i proszę mi dać możność do służenia w wojsku. Doktor Grzewski oświadcza: Nie przyznaję się do winy i proszę o uniewinnienie. Do winy nie poczuwał się też stary Rensz i radny Łaznowski.

Tym razem sąd był surowy. Lekarz Grzewski usłyszał wyrok: 2 lata więzienia z pozbawieniem praw honorowych i obywatelskich na 5 lat, utrata prawa praktyki lekarskiej i 500 zł grzywny. Sędzia uznał, iż „ponosi on największą winę, gdyż dokonał zastrzyku parafiny za wynagrodzeniem i ze świadomością, że zabieg ten zmierza do uwolnienia młodszego Rensza od służby wojskowej”.

Oskarżony Józef Rensz został skazany 10 miesięcy aresztu, jego syn, Leonard – na rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata, a radny Łaznowski – na rok więzienia i 500 zł grzywny. „To on podsunął pomysł i pobrał wynagrodzenie dla siebie i lekarza. Był więc sprężyną sprawy. Łaznowski i lekarz działali z chęci zysku” – stwierdził sędzia.

Młodego Rensza natychmiast odesłano do pułku, gdzie odbył dwuletnią służbę.

Roman Kubiak

PRZECZYTAJ INNE ARTYKUŁY TEGO  AUTORA:

Ten wirus zabił tysiące. A zaczęło sie podobnie jak z koronawirusem

100 milionów dolarów czeka na pabianiczanina!

Ogromny spadek dla rodziny z Pabianic?

Gdy pabianiczanie płynęli do Brazylii. Za chlebem

Jak szynka z Pabianic podbiła Stany Zjednoczone

Będzie wymiana pieniędzy: za 100 starych złotych - tylko 1 zł

Co Adolf Hitler robił w Pabianicach we wrześniu 1939 roku?